niedziela, 26 stycznia 2014

Partie Septième: "Witaj z powrotem Madrycie!"

Powroty są trudne, ale tylko wtedy, gdy nie wiesz, dokąd wracasz.
________________________________________

    Bolała mnie każda, nawet najmniejsza część mojego ciała. Mimo to postanowiłam lekko uchylić oczy, co zrobiłam zdecydowanie za szybko. Od razu w moje spojówki uderzyło światło, które było jeszcze spotęgowane przez biel pomieszczenia, w którym aktualnie się znajduję. Zaraz … Przecież ja nie jestem u siebie. Ponowiłam próbę spojrzenia na świat, tym razem z lepszym efektem. Poczułam czyjś dotyk na nadgarstku. Zwróciłam spojrzenie w tamtą stronę. Dawid spał w najlepsze, przyciskając moją dłoń swoją głową. Uśmiechnęła się do siebie, ale szczęście niemalże od razu zastąpił grymas na twarzy, kiedy przypomniała sobie, co się stało. Poruszyła lekko ręką, przez co mężczyzna obudził się i zaczął rozglądać dookoła z wielkimi oczami.
- Jacqueline. Nareszcie się obudziłaś. – powiedział, uświadamiając sobie, gdzie jest i co się dzieje. Uśmiechnęłam się lekko do niego. – Nie zdążyłem do ciebie przyjść i powiedzieć ci, żebyś się nie martwiła jakimiś bzdurnymi artykułami. – oznajmił. Pkręciłam przecząco głową.
- Bardziej chodzi mi o to, że zrobili z ciebie dziwkarza. – powiedziałam ledwo dosłyszalnie, na co Dawid obdarzył mnie szerokim uśmiechem. Nic z tego nie zrozumiałam.
- O mnie się nie martw. Już wszystko zostało wyjaśnione. – powiedział i machnął ręką w lekceważącym geście. Pokiwałam głową, żeby kontynuował. – Ech, no dobrze. Jak pewnie wiesz jestem ginekologiem, ale nie byle jakim. Ma rodzina ma własną klinikę w Berlinie, ale ja postanowiłem pozostać w Polsce, we Wrocławiu. Tutaj się wychowałem. Jednak jest jeszcze coś. – zawahał się przez chwilę. – Jestem gejem. – powiedział gładko, a mnie zmurowało. – Nie chciałem ci powiedzieć, bo bałem się twojej reakcji. A co do gazet, to bardzo często się w nich pojawiam. Przyzwyczaiłem się. – zakończył po chwili milczenia.
- Nie mam nic do twojej orientacji. – oznajmiłam, uśmiechając się szeroko. – Zawsze chciałam poznać geja. – dodałam, widząc zdziwienie na jego twarzy. Nie musiałam czekać długo, aż zareaguje. Nie minęło dwie sekundy, a wybuchł perlistym śmiechem.
- Wiedziałem od początku, że jesteś szurnięta, ale nie żeby aż tak. – wyjąkał pomiędzy kolejnymi napadami śmiechu.
      Dwa dni później, dzięki nie komu innemu, jak Dawidowi, zostałam wypuszczona do ukochanego domku. Pierwsze, co zrobiłam, to pognałam do łazienki, żeby zmyć z siebie szpital. Nie pachniałam najlepiej, uwierzcie mi.
     Kiedy wreszcie stałam czysta, ubrana w ciemne dżinsy, czarną bluzę z napisem i trampki w tym samym kolorze. Z biżuterii założyłam tylko bransoletkę, a włosy zawiązałam w wysokiego kucyka. Nie mam siły się nawet pomalować. Usiadłam na kanapie obok Dawida i razem bezczynnie gapiliśmy się w TV. Szczyt marzeń. W pewnym momencie blondyn poderwał się na równe nogi.
- Nie będziemy tak tu siedzieć! Chodź, idziemy na zakupy. – oznajmił i pociągnął mnie za rękę. Westchnęłam zrezygnowana, ale udałam się w kierunku mojego samochodu.
      Pół godziny później buszowaliśmy już po sklepach w Galerii Dominikańskiej. Miałam ogromną ochotę na lody, ale mój towarzysz stwierdził, że mogłabym się przeziębić, a poza tym to nie najlepiej wpłynęłoby na dziecko, więc zrezygnowałam. Tak samo, jak z McDonald ‘a, KFC i Pizza Hut. Tak, moje życie jest piękne.
     W pewnym momencie poczułam w kieszeni wibracje, wywołane przez mój telefon. Chwyciłam go do ręki. Noela, no cóż. Od niej mogę odebrać. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
~ Hej, zanim cokolwiek powiesz, to chce ci powiedzieć, że zapraszam cię na ślub mój i Fabio, który odbędzie się dwudziestego pierwszego kwietnia, bieżącego roku o godzinie siedemnastej tam, gdzie zawsze chcieliśmy. Możesz wziąć osobę towarzyszącą. Dobra, skończyłam, teraz już masz prawo, żeby się rozłączyć. – zakończyła, a ja nie wiedziałam w pierwszym momencie, co mam zrobić, więc po prostu wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Ludzie, przechodzący obok patrzyli na mnie, jak na skończoną kretynkę, ale ja wciąż nie mogłam przestać się śmiać z powodu słowotoku mojej przyjaciółki z Hiszpanii.
~ Spokojnie, Noela. Przyjadę. – powiedziała. – Zadzwonię później teraz nie mogę rozmawiać. – dodałam, kiedy zobaczyłam nierozumienie na twarzy blondyna.
~ Pa. – usłyszałam po drugiej stronie, a później charakterystyczny dźwięk oznajmił mi zakończenie połączenia.
- To Noe, zaprosiła mnie na ślub. – powiedziałam i skrzywiłam się nieznacznie, kiedy uświadomiłam sobie, kto zawita na tę uroczystość.
- On też tam będzie? – zapytał Dawid. Pokiwałam twierdząco głową. Zauważyłam, jak zaczyna myśleć, by po chwili poderwać się z ławki, na której właśnie siedzimy. – Ni to nie ma na co czekać, idziemy po sukienkę! – zaśmiał się, klaszcząc w dłonie.
- I garnitur. – mruknęłam pod nosem. – Mam zabrać ze sobą osobę towarzyszącą, chyba nie myślisz, że pojechałabym tam sama. Szczególnie, że za miesiąc będzie już widać co nieco. – dodałam, wskazując palcem na brzuch.
      Po męczących dwóch godzinach siedzieliśmy u mnie w domu i popijaliśmy soczek pomarańczowy. W salonie leżało pełno toreb z zakupami. Oczywiście, oprócz sukienki, stałam się szczęśliwym posiadaczem mnóstwa innych rzeczy. Jak to określił Dawid? „Umrę jeśli tego nie kupisz!” Jęczał za każdym razem, kiedy odmawiałam zapłacenia za jakiś najnowszy krzyk mody. O tak, muszę zapamiętać, żeby nie chodzić z nim zbyt często na takie buszowanie po sklepach, bo w dosyć szybkim tempie na mojej karcie może zaświecić się debet.
     O dwudziestej pierwszej Dawid postanowił, że wróci do już do siebie, a ja, po szybkim prysznicu, leżałam w łóżeczku. Niestety mój spokój nie trwał zbyt długo, ponieważ musiałam załatwić coś bardzo ważnego w toalecie, a mianowicie – iść i pozbyć się wszystkich wnętrzności. A już tak dawno tego nie robiłam.
      Przez kolejne dwa tygodnie nie działo się w moim życiu nic ciekawego. Chodziłam rano lub wieczorem do pracy, raz byłam w gabinecie na badaniach i to tak właściwie chyba wszystko. No, oczywiście pomijając wieczorne randki z moim nowym przyjacielem – muszlą klozetową. Jeszcze nigdy nie czułam się aż tak źle. Wymiotowałam średnio pół nocy. Marzenie każdej kobity w ciąży.
      Aktualnie siedzę w samochodzie i kieruję się w stronę zakopanego. Nie powiedziałam o niczym Dawidowi, ponieważ jestem pewna, że ten kretyn pierwszy pchałby się do tego, żeby usiąść za kierownicą. Nie mogłam mu na to pozwolić, bo i tak już dużo dla mnie zrobił. Zdecydowanie za wiele, jak na kogoś, kto praktycznie mnie nie zna. No, ale nic. Jestem mu za to naprawdę bardzo wdzięczna.
      Zaparkowałam w znanym mi już miejscu i wyszłam z samochodu. Kiedy tylko nacisnęłam klamkę,  a drzwi ustąpiły, poczułam wibracje w prawej kieszeni. No to zaraz się zacznie wywód, jaka to Jacqueline jest zła niedobra i w ogóle niewdzięczna. Wdech, wydech. No maluszku, jakoś to przeżyjemy.
~ Daj mi dwie minuty i jestem u ciebie, a później kierunek kino. – usłyszałam w słuchawce jego rozbawiony głos,  później głośny dźwięk klaksonu samochodowego.
~ Wiesz, bo mamy taki jeden problem. – powiedziałam niepewnie i uśmiechnęłam się do recepcjonistki.
~ Jaki? Źle się czujesz? Wiesz, zawsze możemy posiedzieć w domu. – zaczął gadać, jak najęty. Ledwo doszłam do słowa.
~ Nie o to chodzi, po prostu nie ma mnie w domu. – powiedziałam, wiedząc co za chwilę nastąpi.
~ Nie rozumiem, jaki w tym problem. Przecież mogę po ciebie pojechać. – mruknął po chwili zastanowienia.
~ Zakopane. – skrzywiłam się lekko, wypowiadając te słowa. Cisza, jaka zapanowała po drugiej stronie była dosłownie zapowiedzią burzy, jaka miała nastąpić po tym jednym wyrazie.
~ Czy ty się dobrze czujesz! Przecież co się stanie, jak zasłabniesz za kierownicą, albo jakaś inna, bardzo straszna rzecz! – wrzasnął, a ja musiałam odsunąć telefon od ucha, bo moja błona bębenkowa mogłaby tego nie wytrzymać. Wzięłam głęboki oddech i zebrałam się w sobie.
~ Wiesz, na razie jeszcze żyję, mam się dobrze i muszę kończyć, bo moja babcia idzie w moim kierunku. Pa! – zakończyłam połączenie, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź  jego strony.
     Minutę później tonęłam w uścisku staruszki. Przez t kilkanaście dni uświadomiłam sobie, że brakowało mi jej bardziej, niż przez ostatnie kilka lat. Tak, zdecydowanie zdążyłam już przyzwyczaić się do jej niesamowitego ciepła.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że w końcu wracasz do domu. – powiedziałam, zacieśniając uścisk.
- Wiesz, ja też się cieszę Jacqueline, że się widzę, ale jedźmy już do domu. Jestem strasznie zmęczona. – powiedziała w moje ramię. Zaśmiałam się cicho. Oto cała moja baba. Zawsze szczera do bólu.
     Włożyłam bagaże do samochodu, a na tylnych siedzeniach kazałam położyć się staruszce, po czym przykryłam ją starannie kocem. Sama natomiast znów zajęłam miejsce kierowcy i odpaliłam silnik. Po piętnastominutowej drodze dotarło do mnie pochrapywanie. Uśmiechnęłam się do siebie. Może ta podróż nie będzie aż tak nudna, jak mi się wydawało.
      Kiedy dotarłam na miejsce zauważyłam, że pod domem stoi samochód Dawida. No tak, nie mogłam spodziewać się lepszego powitania. Zaparkowałam w garażu i obudziłam babcię. Skierowałam nasze kroki do jej sypialni, bo chyba nie obudziła się do końca, ale to dobrze. Przynajmniej się prześpi. Sama natomiast skierowałam się do pojazdu. Blondyn siedział w nim i pisał coś na telefonie. Zastukałam w szybę. Od razu wyszedł z samochodu.
- Czy ty się dobrze czujesz? – zaczął od zaczął od warczenia.
- Mnie również miło cię widzieć. – mruknęłam pod nosem, ironizując jego wcześniejszą wypowiedź. Przewrócił oczami, po czym przygarnął mnie do siebie swoim ramieniem.
- Nie rób mi tak więcej, bo się obrażę. – pogroził mi palcem przed oczami, kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy. Zachichotałam, zasłaniając usta dłonią.
      Przez następne tygodnie wszystko działo się w wyznaczonym harmonogramie. Wstawałam rano, brałam szybki prysznic, jadłam z babcią śniadanie i wychodziłam do pracy. Tam przez kilka ostatnich dni ruch w restauracji zmalał. Nie dlatego, że nikomu nie smakowało jedzenie, czy coś, bo kuchnia była znakomita, ale chyba to jest to, co nazywa się „brakiem sezonu na zwiedzanie”. Faktycznie, Wrocław aktualnie nawiedzała fala niskich temperatur, a co za tym idzie kreska na termometrze nie przekraczała dziesięciu stopni. Nie powiem, nie lubię gorąca, ale mimo wszystko nawet dla mnie jest za zimno.
      Zdążyłam również trochę przytyć. Zaokrągliłam się tu i ówdzie, z naciskiem na tyłek. Chodziłam i marudziłam na każdym kroku, że wyglądam, jak szafa trzydrzwiowa, ale babcia, która wiedziała, że będzie miała prawnuka, za każdym razem śmiała się ze mnie, jak z wariatki. Udawałam wtedy urażoną i żaliłam się nad własnym losem, że będę jeszcze grubsza.
      Teraz jednak stoimy z Dawidem na lotnisku i czekamy na samolot do Madrytu, a ja ledwo powstrzymuję się resztkami silnej woli, żeby stąd nie spieszyć. Kolana mi się niemiłosiernie trzęsą. I to nie z panującego wszędzie zimna, a ze strachu, jaka będzie moja reakcja, kiedy go tam zobaczę. Obawiam się, że nie wytrzymam i rzucę mu się w te umięśnione ramiona, żeby zaraz potem rozpłynąć się z przyjemności spowodowanych … pocałunkami napastnika. Tak właśnie, pomyślałam o pocałunkach, niczym innym! Poczułam, jak Dawid szturcha mnie w ramię. Popatrzyłam na niego.

- Idziemy, samolot przyleciał. – poinformował, a z mojej twarzy odpłynęły wszystkie kolory. Mężczyzna chyba zrozumiał, o co mi chodzi i przygarnął mnie do siebie. Ruszyliśmy w kierunku wejścia na pokład z rączkami od walizek w ręku. No to. Madrycie witaj z powrotem!
_____________________________

No to ten tego, rozdział?
Nuda, nuda, nuda. 
Na razie spadam do kościoła, ale jak wrócę, to dodam prolog na
Nevada

3 komentarze:

  1. serdecznie zapraszam na nowy rozdział http://twoj-usmiech-jej-lekarstwem.blogspot.com/
    pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dodaj, dodaj, dodaj :)
    Lil

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział �� kiedy dodasz kolejny ?

    OdpowiedzUsuń