czwartek, 2 stycznia 2014

Partie Quatrième: "Czyżby to ten moment, kiedy zaczyna się wszystko wyjaśniać?"


      Po wywiadzie dla jakiejś telewizji sportowej, wróciłem wreszcie do domu. Byłem wycieńczony w każdy możliwy sposób. Rzuciłem torbą treningową w kąt i ruszyłem do łazienki. Zimny prysznic trochę mnie orzeźwił. Ubrałem bokserki i ruszyłem do kuchni po zimne piwo. Dziś w telewizji leci podobno jakaś komedia, która ma być bardzo śmieszna. No cóż i tak nie mam żadnych planów na wieczór. Stanąłem w wejściu do salonu i zamarłem. Na kanapie siedzieli Sergio i Fabio, a razem z nimi (o zgrozo!) Noela. Zlokalizowałem na fotelu jakieś dresowe spodnie. Podszedłem do nich i ubrałem je w tempie ekspresowym.
- Dzień dobry, panie Benzema. – warknęła dziewczyna, a ja wiedziałem, że nie jest dobrze. Popatrzyłem błagalnie na chłopaków, ale oni zdawali się nie słyszeć moich niemych błagań o pomoc. – Boi się pan? To bardzo dobrze, bo istnieje duża możliwość, że urwę panu za chwilę jaja. – mruknęła pod nosem i podniosła się z kanapy, a ja panicznie zacząłem myśleć, co mogę zrobić. – Teraz mnie pan posłucha. – Z każdym krokiem niebezpiecznie się do mnie zbliżała. – Jest pan skończonym chamem, żeby nie określić tego mocniej. Nie umiał pan docenić skarbu, jakim była Jacqueline. Nie dość, że niszczył jej pan życie, kiedy była tutaj, to teraz miał pan czelność zrobić z niej dziwkę na oczach kilku milionów ludzi na całym świecie! – ostatnie zdanie wykrzyczała mi prosto w twarz. Była zła, a ja odcięty od drogi ucieczki przez ścianę, którą miałem za plecami. – Teraz odszczeka pan wszystko, co powiedział i zrobi wszystko, żeby już nigdy nic więcej sobie nie zrobiła! – kiedy zorientowała się, że powiedziała za dużo, zakryła usta ręką, a ja zacząłem gorączkowo myśleć.
- Co Jacqueline sobie zrobiła? – nie wiem, dlaczego, ale moje ciało opanował dziwny niepokój.
Jacqueline, Polska, Wrocław
     Trzy dni, które dzieliły mnie od wyjazdu z babcią do Zakopanego minęły w zastraszająco szybkim tempie. Aktualnie wyjeżdżam z garażu. Moja babcia zdążyła już usnąć na tylnych siedzeniach. I bardzo dobrze. Przynajmniej nie zmęczy się podróżą. W końcu prawie trzy godziny jazdy, to nic przyjemnego dla osoby w jej wieku.  
     Mamy godzinę czwartą rano. Wszędzie jest jeszcze ciemno. Ruch, jak na tą porę, jest całkiem spory. Mam nadzieję, że dojedziemy bez problemów. Włączyłam cicho radio i zaczęłam wsłuchiwać się w muzykę z niego płynącą. W CB jacyś mężczyźni kłócą się o to, kto komu zajechał drogę. Sypią się całkiem ciekawe słowa, ale ja ich nie będę powtarzać, nie ma najmniejszej potrzeby. Usłyszałam, jak dzwoni mój telefon. Miałam go przymocowanego na specjalnym stojaku do szyby tak, żebym ni musiała spuszczać wzroku z drogi. Bez patrzenia na ekran odebrałam.
- Jacqueline, muszę ci cos powiedzieć, tylko błagam, nie krzycz! – usłyszałam w słuchawce przerażony głos Noeli. Zaśmiałam się pod nosem i pokręciłam głową z dezaprobatą. Ta, to zawsze wali prosto z mostu.
- Mi ciebie też bardzo miło słyszeć. – powiedziałam z rozbawieniem. – Jak już cię tak wzięło, to mów. Przez telefon cię nie zabije. – dodałam, kiedy dalej się nie odzywała.
- No dobrze. – zaczęła niepewnie. – Karim wie o tym, co zrobiłaś. – kiedy tylko uświadomiłam sobie, co powiedziała, krew odpłynęła z mojej twarzy. Zjechałam na pobocze, żeby nie spowodować wypadku, bo czułam się, jakbym zaraz miała zemdleć. Wzięłam głęboki oddech. Modliłam się w duchu, żeby to był jakiś niesmaczny żart. – Jacqueline. Proszę, posłuchaj nie do końca. – jednak ja nie chciałam. Po prostu się rozłączyłam. Odczekałam chwilę, wzięłam kilka głębokich wdechów i dopiero wtedy ruszyłam. A myślałam, że Noeli mogę zaufać.
Karim, Hiszpania, Madryt
    Od godziny mamy trening. Nie jestem w stanie skupić się na niczym innym, jak na tym, że Jacqueline potrafiła zrobić sobie cos takiego. Jednak jedno pytanie cały czas obijało mi się w głowie. Czy ona tak postąpiła właśnie z mojego powodu? Przecież zawsze wydawała się być silną kobietą. Debilu! Przecież ty od jakiegoś czasu nawet nie zwracałeś na nią uwagi! W pewnym momencie poczułem, jak dostaję piłka prosto w głowę. Odwróciłem się w tamtym kierunku i zobaczyłem nienawistne spojrzenie Sergio. Matko, znowu się zaczyna.
- O, to tutaj ktoś jest! Wybacz Benzema, wydawało mi się, że w tamtym miejscu jest powietrze! – warknął i znów zaczął we mnie kopać piłkami. Starałem się ich unikać, ale nie wszystkie się udało.
- Skoro wiesz, że jednak istnieję, to mógłbyś wreszcie przestać? – zapytałem, patrząc na niego spod byka.
- Może jednak nie? – zapytał retorycznie, a ja poczułem kolejne uderzenie, tym razem prosto w zęby. – Wiesz, musi istnieć jakiś sposób, żeby wreszcie wbić ci rozum do głowy! Obiecuję, że znajdę ten sposób! – dodał i znów zaczął kopać. Wiem, że nie mam, co liczyć na pomoc z zewnątrz, więc wkurzony skierowałem swoje kroki w stronę zejścia z boiska.
- A ty Benzema gdzie? – usłyszałem warknięcie trenera.
- Jak najdalej od niego. – mruknąłem.
- Dosyć tego! Macie natychmiast udać się wszyscy, cała trójka do szatni i przedyskutować sprawę! – popatrzyliśmy z Ramosem na trenera zdziwieni, jednak żaden nie chciał się odezwać. Mou wybuchł, nikt nie będzie ryzykować. – Dla zrozumienia. Tym trzecim Jest Coentrao! Jazda mi już! – dodał głosem nieznoszącym sprzeciwu. Od razu udaliśmy się w kierunku szatni. Kiedy tylko drzwi za nami się zamknęły zaczęło się piekło.
- Ja nie będę przebywał z nim w jednym pomieszczeniu dłużej, niż sekundę! – krzyknął Ramos i zaczął zmierzać ku wyjściu. Jednak Fabio powstrzymał go w ostatnim momencie. Czyli jednak nie ma dla mnie ratunku.
- Poczekaj! Może najpierw nam się wytłumaczy, bo ostatnio Noela mu nie dała. – zaproponował. Ich spojrzenia skierowały się prosto na mnie. – Dawaj, bo mamy mało czasu. Dlaczego powiedziałeś takie kłamstwo na łamach prasowych?
- Żeby moja reputacja nie poszła się kochać. – wytłumaczyłem wzruszając ramionami. Zła odpowiedź twarz Coentrao poczerwieniała i zaczął niebezpiecznie się zbliżać.
- A pomyślałeś, że reputacja Jacqueline też mogła pójść się kochać?! – warknął i uderzył pięścią z całej siły w szafkę obok mojej głowy. Popatrzyłem na niego zdziwiony.
- Poczekaj, nie zrozumieliśmy się. – zacząłem, machając rękami. Blondyn już chciał coś powiedzieć, ale powstrzymał go Sergio, łapiąc jego ramię. Popatrzyli na mnie wyczekująco. Zebrałem pełno powietrza w płucach, żeby móc je wypuścić ze świstem. – Teraz już wiem, jakim kretynem byłem. Raniłem najpiękniejszą i najwspanialszą dziewczynę na świecie myśląc, że ona będzie to zawsze znosić. Kiedy ona sobie … - zawahałem się na moment. - … to zrobiła i wy mi o tym powiedzieliście, myślałem, że życie się dla mnie skończyło. – zakończyłem.
- Zbieramy się, jedziemy do Noeli i Sandry, i wyciągamy wszystkie informacje na temat aktualnego położenia niejakiej Jacqueline Renan. – powiedział całkiem poważnie Fabio. Popatrzyłem na niego zdziwiony. Czyżby to ten moment, kiedy wszystko zaczyna się wyjaśniać?
Jacqueline, Polska, Zakopane
   Wreszcie dojechałam na miejsce. Zaparkowałam pod ośrodkiem i wyszłam z samochodu. Zaczęłam się przeciągać. Bardzo lubię jeździć, ale to było jednak trochę długo. Otworzyłam drzwi od strony babci. Zaczęłam ją po woli budzić. Na początku stawiała niewielkie opory, ale w końcu mi się udało.
   Później wszystko poszło już szybko. Baba zameldowała się w ośrodku, zaprowadziłam ją do pokoju, życzyłam miłego pobytu i poszłam przejść się Krupówkami. Byłam tutaj już kilka razy, ale zawsze podoba mi się jeszcze bardziej. Szczególnie widok na Giewont. Jak dla mnie jest magiczny. Szczególnie, kiedy zachodzi słońce, a u jego szczytów jest lekko pomarańczowa od płomyków mgła. Bajka.
    Popatrzyłam na zegarek. Czas się zbierać. Teraz tylko kilka godzin w korkach i będę z powrotem we Wrocławiu. Nic, tylko cieszyć się, jak małe dziecko z cukierków. Kupiłam jeszcze kilka oscypków i udałam się w stronę samochodu. Witaj, drogo powrotna!
Wrocław, Polska
     Młody mężczyzna siedział nad Odrą i rozmyślał o pewnej, nieznajomej blondynce, na którą wpadł kilka dni temu. Ujrzał w jej błękitnych, niczym letnie niebo, oczach, że byłą smutna. Na długich, czarnych od tuszu rzęsach błyszczały diamentowe łzy. Na tle bladych, jak płótno policzków ukazały się dwa, całkiem spore rumieńce. Nawet nie wiedział, jak ma na imię, ale zainteresowała go. Nawet bardzo.

    Spojrzał na dłoń, w której dzierżył białą, zapisaną dziewięcioma cyframi karteczkę. Od czasu, kiedy to po raz ostatni ją widział, zastanawiał się, czy powinien napisać. Zawsze wtedy przychodził nas Odrę i wpatrywał się w jej płynącą, niebieskawo – morską wodę. Płynęła całkiem szybko i nie było jej aż nazbyt sporo. Wpisał po woli numer i nacisnął zieloną słuchawkę. 

_____________________________
No cóż ... Na koniec nie pozostało mi nic innego, jak wszystkich przeprosić. Nie wiem, co się dzieje. Kiedyś pisanie o Noeli, Fabio, Sandrze i Sergio sprawiało mi niesamowitą przyjemność. 
Teraz ta historia sprawia mi niesamowitą trudność. Każda jedna emocja jest, dla mnie, wręcz niemożliwa do opisania. Nie potrafię wskrzesić w sobie ponownie "tej iskry". 
Dwie strony w Wordzie to zdecydowanie za mało, ale obiecałam, że rozdział pojawi się 31. 12. Tak się nie stało. Za to również z całego serca was przepraszam.
Pozdrawiam,
Nevada.
P.S. Weno wróć do mnie, bo umieram.

4 komentarze:

  1. No panie Benzema, będziesz się musiał postarać i to baaaardzo, bo przystojny blondyn wykręcił numer do Jacq :)
    hymm... a mi najlepiej pisało się o Karimie na Malinowej.
    wena wróci, mnie opuściła na amen....
    kiedy mogę spodziewać się następnego?

    OdpowiedzUsuń
  2. Miłość ci wszystko wybaczy... chociaż tytuł bloga mówi co innego :)
    nooo a masz już plan na następny? :) ja coś tworze...ale co z tego będzie, too zobaczymy...chyba, że chcesz próbkę :P

    OdpowiedzUsuń
  3. aaahahaha, jestem tak 'nowoczesna' że nie posiadam gg, miałam je w gimnazjum, a było to wieeeki temu:)
    mail, mój fanpage na fb to taak:)
    pewnie, że mogę ci coś przesłać. na pewno nie tylko ja, a jak tylko, to się nie martw, bo ja kocham historie o Mruczku:) i pisałabym jakąś, ale weny brak :)

    OdpowiedzUsuń