Przyjaźń poznaje się po tym, że nic nie może jej zawieść [...]
~Antoine de Saint Exupery
_________________________________________________
Leżałam w gabinecie lekarskim i czekałam,
aż Dawid przyjdzie. Wczoraj wieczorem pięć razy czytałam instrukcję obsługi
testów, zanim w końcu uwierzyłam w to, że jestem w ciąży. Na początku
zastanawiałam się, co zrobić, ale mój nowy znajomy obiecał, że mi pomoże. Dziękuję
Bogu za to, że wtedy na niego wpadła i byłam przez moment na tyle inteligentna,
żeby podać mu swój numer telefonu. Nie wiem, co bym teraz ze sobą zrobiła.
Chyba zaryczała na śmierć.
Moje smętne rozmyślania przerwało
skrzypnięcie drzwi. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam blondyna w
pełnej okazałości. Jego twarz wrażała skupienie, ponieważ przeglądał całą masę
papierów, które ledwo trzymał w obydwu rękach. Rzucił nimi na biurko i
popatrzył na mnie. Nie odezwał się słowem, tylko uśmiechnął do mnie, dając tym
samym znak, że będziemy zaczynać. Westchnęłam zrezygnowana i podwinęłam
koszulkę. Wzdrygnęłam się, gdy na mojej rozgrzanej skórze poczułam zimny żel.
Nie patrzyłam na ekran. Pewnie i tak nic bym tam nie zobaczyła.
-
Drugi miesiąc. – poinformował Dawid. Zacisnęłam powieki. Już dwa miesiące noszę
pod sercem dziecko Karima. Zaczynam zastanawiać się, czy mam płakać,
czy się śmiać. Chyba jednak to pierwsze. – W przyszłym miesiącu będę
mógł ci powiedzieć, jaka płeć. Jednak na tą chwilę wiem, że rozwija się dobrze.
– dodał, patrząc prosto na moją twarz.
-
Pomożesz mi, na pewno? – zapytałam, zerkając w jego źrenice. Uśmiechnął się do
mnie pocieszająco.
-
Od wczoraj nie zmieniłem zdania. – powiedział i podał mi ręczniki, żebym się
wytarła.
Siedziałam w domu. Był już wieczór.
Patrzyłam na gwiazdy i wspominałam. Wiem, że nie powinnam, ale nie potrafię
inaczej. Zabijam samą siebie od środka. Mimo
to, nie mogę inaczej, po prostu nie potrafię.
W niewielkiej kawiarence siedziała para. Dziewczyna jadła lody, a
chłopak cały czas usiłował jej w tym przeszkodzić, rozśmieszając ją. Ona jednak
nie poddawała się tak łatwo i dusiła w sobie szaleńczy chichot. W końcu nie
wytrzymała i upaprała swojemu towarzyszowi twarz. Ten na początku nie wiedział,
co się stało, ale w końcu uśmiechnął się wrednie, podszedł do dziewczyny i
wziął ją na ręce, zupełnie ignorując zdziwione spojrzenia ludzi, znajdujących
się w lokalu. Wyniósł ją na zewnątrz i skierował się do pobliskiego jeziora. –
Teraz musisz pomóc mi to zmyć. – powiedział chłopak i wskoczył z nią do wody.
Pamiętałam
ten dzień, jakby to było wczoraj. Wtedy jeszcze nie byliśmy z Karimem parą.
Jedyne, co nas łączyło, to przyjaźń. Wtedy chciałam zjeść na spokojnie lody,
ale ten kretyn mi na to nie pozwalał, ponieważ stwierdził, że od tego można
przytyć, a on mi na to nie pozwoli. Wkurzyłam się i wsadziłam mu łyżeczkę w
twarz, za co on odwdzięczył mi się czymś jeszcze gorszym. Dwa dni się do niego
nie odzywałam…
Ta sama dziewczyna i ten sam chłopak siedzą w parku, na jednej z
licznych ławek. Dziewczyna uśmiechała się szeroko, wystawiając twarz do słońca,
tym samym usiłując złapać jego pierwsze, letnie promienie. Chłopak nie wyglądał
na wyluzowanego, a nawet wręcz przeciwnie. Każda jego komórka ciała była tak
zestresowana, że tylko cud sprawił, że jeszcze siedział, a nie leżał
nieprzytomny. Chciał stamtąd uciec, ale nie chciał wypaść na tchórza. Musiał
spróbować. – Jacqueline, lubisz mnie? – Zapytał. Dziewczyna odwróciła się i
spojrzała na niego zdziwiona. – Oczywiście, że tak. Przecież jesteśmy
przyjaciółmi. – Odpowiedziała. Chłopak spiął się jeszcze bardziej. Nic z tego
nie zrozumiała. – Ale mi chodzi o to, czy mnie lubisz, czy lubisz lubisz? –
Mruknął pod nosem, stając się czerwony, jak jeszcze chyba nigdy. Spuścił
zażenowany wzrok na brązową ławkę. Dziewczyna podłapała, o co mu chodzi. Przybliżyła
się do niego i pocałowała prosto w usta. Był zdziwiony. Nie spodziewał się
takiej reakcji z jej strony. Liczył bardzie na to, że ucieknie, a podłodze
jeszcze zwyzywa go od kretynów i idiotów.
Tak,
to był ten dzień, kiedy Karim zapytał mnie, czy nie chciałabym zostać jego dziewczyną.
Zgodziłam się bez wahania. Byłam w nim wtedy zakochana, on chyba we mnie też. Moje
smętne wspominani przerwało otwieranie drzwi. Dobrze wiedziałam, kim jest
tajemniczy przybysz.
-
Wróciłem. – usłyszałam od drzwi głos Dawida. Szybko otarłam samotną łzę, która
nawet nie wiem, kiedy pojawiła się na moim bladym policzku. Zeskoczyłam z parapetu
i udałam się prosto do kuchni, gdzie krzątał się blondwłosy mężczyzna.
-
Po co ci to wszystko? – zapytałam. Stałam w drzwiach, oparta o framugę, z
rękami skrzyżowanymi na wysokości klatki piersiowej, wskazując reklamówkę, po
brzegi wypchaną … czymś.
-
To pomarańcze, jabłka, gruszki i inne bardzo dobre owocki. – powiedział,
szczerząc się do mnie, jak głupi. Wywróciłam oczami. Już wiedziałam, że zacznie
się ta sama gadka, którą prawi mi odkąd dowiedziałam się, że jestem w ciąży.-
Musisz … - zaczął, ale nie dane było mu skończyć, ponieważ postanowiłam
skończyć za niego wykutą na pamięć regułkę.
-
Tak, tak, wiem. Mam się zdrowo odżywiać dla dobra swojego, ale przede wszystkim
dziecka. Od wczoraj wieczorem cały czas mi to powtarzasz, a ja za każdym razem
mówią ci, że doskonale to wiem. – mruknęłam pod nosem. Podeszłam do niego i
jego owocków. Wyjęłam z siatki największe jabłko i zaczęłam je jeść.
-
Grzeczna dziewczynka. – pochwalił mnie blondyn. Nie wiem, jak długo z nim
wytrzymam.
Wieczorem postanowiliśmy przejść się do
parku we Wrocławiu. Oczywiście cały czas się wydurnialiśmy. Ludzie omijali nas
szerokim łukiem, odwracając się i patrząc, jak na parę niezrównoważonych
wariatów. Jednak my po prostu mieliśmy ich w poszanowaniu. Liczyło się to, że wreszcie
przestałam choć na chwilę myśleć o nim.
Jednak po jakimś czasie musieliśmy
wrócić, ponieważ uderzyłam nadgarstkiem w ławkę i rany, które zdążyły się już
trochę zagoić, zaczęły krwawić. Dawid stwierdził, że nie można tego zlekceważyć
i zabrał mnie do szpitala na zszycie. Fajnie, prawda?
Karim, Hiszpania, Madryt
Siedziałem
sobie przed telewizorem i skakałem po kanałach. Jakąś godzinę temu skoczył się
trening, a ja nie mam pojęcia, co ze sobą zrobić. Obracałem w dłoniach telefon.
W pewnym momencie usłyszałem głośne walenie w drzwi, a zaraz potem do środka
wparował nie kto inny, jak Fabio Coentrao, a zaraz za nim Ramos. Tak, ta para
zdecydowanie jest nierozłączna. Ja nie wiem, jak Sandra i Noela z nimi
wytrzymują.
-
Mi też was miło widzieć. – mruknąłem pod nosem, odwracając się po woli w ich
stronę.
-
Nie pierdol, tylko patrz, co mam. – wrzasnął Sergio i zaczął machać w te i z
powrotem jakimś świstkiem papieru. Popatrzyłem na niego bez żadnych emocji, po
czym wróciłem do mojego wcześniejszego zajęcia. – Ty naprawdę nie chcesz
wiedzieć, co to jest? – zapytał zrezygnowany.
-
Kawałek papieru, najprawdopodobniej zamazany. – mruknąłem obojętnie.
W pewnym momencie usłyszałem, jak coś z
całej siły wali w moje drzwi. Zerwałem się z łóżka i już chciałem pobiec, żeby
otwierać, ale powstrzymał mnie Fabio. Popatrzyłem na niego, jak na wariata,
kiedy moje antywłamaniowe drzwi nie przestawały zbierać solidnych ciosów.
-
To Noe i San. Nie radzę. – tym razem postanowiłem posłuchać kogoś innego niż
siebie. Po ostatnich wydarzeniach dobrze wiem, jak niebezpieczne są te dwie, a
już szczególnie, kiedy znajdują się w tym samym pomieszczeniu.
-
Tylko co one ode mnie chcą? – zapytałem, rozkładając ręce. Nie przypominam
sobie, żebym ostatnio im coś zrobił. Oczywiście pomijając incydent w domu
Fabio.
-
Przyszły po to. – mruknął Sergi, cały czas wymachując karteczką. Popatrzyłem na
niego zrezygnowany, spojrzeniem sugerując, żeby wytłumaczył mi, co to do jasnej
cholery jest, że te dwie gotowe są za to zabić? – Numer! Do twojej Jacqueline!
– podbiegłem do stopera i niemalże wyrwałem mu przedmiot z dłoni. Zacząłem
wklepywać numer w telefon. Zawahałem się chwilę. Czerwona czy zielona?
-
Poczekaj, musisz jeszcze coś wiedzieć. – przerwał moje rozmyślania Sergio. Popatrzyłem
na niego, wyrażając wzrokiem, że ma się pospieszyć. – Daj laptopa. –
powiedział, a ja westchnąłem zrezygnowany. Nic jednak nie powiedziałem, tylko
zniosłem z góry komputer i podałem im. Kazali mi usiąść. Tak też zrobiłem.
Pogrzebali cos chwilę w Internecie, po czym podali mi sprzęt. To, co zobaczyłem
sprawiło, że nie wiedziałem, czym mam się śmiać, a może raczej płakać. Chyba
jednak skłaniam się do tego drugiego.
Jacqueline, Wrocław, Polska
Przeglądałam witryny internetowe, kiedy
natrafiłam na artykuł ze sobą w roli głównej. Od razu go otworzyłam. Każde
następne zdanie trafiało prosto w moje serce i powodowało łzy na policzkach.
Dobra, byłam przyzwyczajona do tego, że było o mnie głośno w mediach.
Krytykowali mój ubiór, jechali po tym, jak Karim musiał trzy dni dobijać się do
mojego mieszkania w Lyonie, pewnego pięknego wieczoru. Jednak jeszcze nigdy nie
dostałam aż takich batów. Po prostu zmieszali mnie z błotem.
A jednak to prawda!!!
Niejaka
Jacqueline Renan (23 l.), która do niedawna pozostawała narzeczoną Karima
Benzemy (25 l.), ostatnio została przyłapana w parku z przystojnym blondynem. W
swoim towarzystwie bawili się wręcz niesamowicie i dopiero niewielki wypadek
sprawił, że musieli przerwać czas, spędzony wspólnie.
Jednak nie
to będzie dzisiaj głównym tematem naszego artykułu. Niedawno, Karim zapytany o
to, dlaczego rozstał się z narzeczoną, odpowiedział prosto i zwięźle.
„Zdradziła mnie”. Nikt nie spodziewał się tego po niej, ale cóż. Widocznie
popularność, jaką dał jej związek z piłkarzem sprawiła, że poczuła się zbyt
pewna siebie.
Zeznania
Karima potwierdzają poniższe zdjęcia, które udało się zrobić naszemu
fotoreporterowi. Pozostaje tylko jedno pytanie. Jacqueline, dlaczego?
Już chyba po raz setny czytałam ten sam
fragment i dalej nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Zamknęłam oczy i
trzasnęłam klapą od laptopa, nie zważając na to, że mogę ją w ten sposób
zniszczyć. Musiałam jak najszybciej wyładować jakoś swoją złość. Pierwszym, co
rzuciło mi się w oczy, był mój telefon. Wzięłam go do ręki i rzuciłam nim z
całej siły o ścianę. Usłyszałam tylko trzask, oznajmiający że aparat rozleciał
się na kilkaset kawałków. Nie obchodziło mnie to teraz.
Poderwałam się z krzesła obrotowego, co
nie było najlepszym posunięciem. Poczułam, jak w podbrzuszu zaczyna ściskać
mnie jakaś niewidzialna siła, co powodowało niesamowity ból. Pociemniało mi w
oczach, a kolana ugięły się pod moim własnym ciężarem. Oddech znacznie
przyspieszył, wydawało mi się, że nie mogę złapać oddechu. Zaczęłam ciężko
dyszeć i opadłam na kolana, opierając się jedną ręką o obrotowy fotel, który
dzięki Bogu nie odjechał, kiedy z niego wstałam. Obraz coraz bardziej zaczynał
stawać się niewyraźny, aż w końcu nic nie widziałam. Ręce nie dały rady utrzymać
mnie w pozycji klęczącej, co sprawiło, że opadłam jeszcze niżej, opierając się
dłońmi o podłogę. Usłyszałam, jak ktoś chodzi do mojego mieszkania, ale nie
byłam w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku, poza przeciągłym jęknięciem.
Później nie było już zupełnie nic, zemdlałam.
Dawid, Wrocław, Polska
Wszedłem do mieszkania Jacqueline,
zaniepokojony tym, co zobaczyłem na Internecie. Jeżeli ona to przeczyta i
zacznie się tym przejmować, może być niezaciekanie. Usłyszałem
niezidentyfikowany dźwięk, a raczej coś, jakby jęk spowodowany bólem.
Natychmiast pokierowałem się tam, skąd on pochodził. Znalazłem Jacqueline,
leżącą na podłodze. Jednak się spóźniłem!
Od razu zacząłem mierzyć jej puls, drugą
ręką wyszukałem numeru pogotowia i czekałem, aż mój znajomy odezwie się po
drugiej stronie. Musiałem działać szybko, żeby Jacq nie straciła swojego
maleństwa.
-
Pogotowie rat … - zaczął głos po drugiej stronie, ale od razu weszłam w słowo.
-
Damian, przyślij mi jak najszybciej karetkę na Wrocławską 19. – powiedziałem,
lekko podniesionym z emocji głosem.
Karim, Madryt, Hiszpania
To wszystko przeze mnie. Chodzi mi o ten
pieprzony artykuł, w którym piszą o Jacqueline, jak o dziwce. Dlaczego ja wtedy
w tym wywiadzie powiedziałem, że to ona mnie zdradza? Boże, jaki ze mnie jest
kretyn! I teraz jeszcze chcę do niej zadzwonić, jak gdyby nigdy nic? Tak, na
pewno szczęśliwa odbierze telefon. Nie, nic nie zrobię. Po prostu odpuszczę i
nie będę psuł jej tego szczęścia, które w tak krótkim czasie udało jej się
odbudować.
~~~~~~~~~~
Po długiej walce, którą odbyłam sama ze sobą - publikuję.
Wiem, że nie jest najwyższych lotów, ale na nic więcej na razie nie jest mnie stać.
Przepraszam,
Nevada.
Karim padl z wrazenia.... ohohoho....
OdpowiedzUsuńJest moc, niech kocurek troche pocierpi, juz wie co stracil.
Kocurku - dzwon
Jacq - odbierz telefon!!
Dawid - mow o plci bobo!!!!