czwartek, 23 stycznia 2014

Partie Sixième: "Zastanawiam się, czy mam się śmiać, czy płakać."

Przyjaźń poznaje się po tym, że nic nie może jej zawieść [...]
~Antoine de Saint Exupery
_________________________________________________

     Leżałam w gabinecie lekarskim i czekałam, aż Dawid przyjdzie. Wczoraj wieczorem pięć razy czytałam instrukcję obsługi testów, zanim w końcu uwierzyłam w to, że jestem w ciąży. Na początku zastanawiałam się, co zrobić, ale mój nowy znajomy obiecał, że mi pomoże. Dziękuję Bogu za to, że wtedy na niego wpadła i byłam przez moment na tyle inteligentna, żeby podać mu swój numer telefonu. Nie wiem, co bym teraz ze sobą zrobiła. Chyba zaryczała na śmierć.
     Moje smętne rozmyślania przerwało skrzypnięcie drzwi. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam blondyna w pełnej okazałości. Jego twarz wrażała skupienie, ponieważ przeglądał całą masę papierów, które ledwo trzymał w obydwu rękach. Rzucił nimi na biurko i popatrzył na mnie. Nie odezwał się słowem, tylko uśmiechnął do mnie, dając tym samym znak, że będziemy zaczynać. Westchnęłam zrezygnowana i podwinęłam koszulkę. Wzdrygnęłam się, gdy na mojej rozgrzanej skórze poczułam zimny żel. Nie patrzyłam na ekran. Pewnie i tak nic bym tam nie zobaczyła.
- Drugi miesiąc. – poinformował Dawid. Zacisnęłam powieki. Już dwa miesiące noszę pod sercem dziecko Karima. Zaczynam zastanawiać się, czy mam płakać, czy się śmiać. Chyba jednak to pierwsze. – W przyszłym miesiącu będę mógł ci powiedzieć, jaka płeć. Jednak na tą chwilę wiem, że rozwija się dobrze. – dodał, patrząc prosto na moją twarz.
- Pomożesz mi, na pewno? – zapytałam, zerkając w jego źrenice. Uśmiechnął się do mnie pocieszająco.
- Od wczoraj nie zmieniłem zdania. – powiedział i podał mi ręczniki, żebym się wytarła.
      Siedziałam w domu. Był już wieczór. Patrzyłam na gwiazdy i wspominałam. Wiem, że nie powinnam, ale nie potrafię inaczej. Zabijam samą  siebie od środka. Mimo to, nie mogę inaczej, po prostu nie potrafię.
      W niewielkiej kawiarence siedziała para. Dziewczyna jadła lody, a chłopak cały czas usiłował jej w tym przeszkodzić, rozśmieszając ją. Ona jednak nie poddawała się tak łatwo i dusiła w sobie szaleńczy chichot. W końcu nie wytrzymała i upaprała swojemu towarzyszowi twarz. Ten na początku nie wiedział, co się stało, ale w końcu uśmiechnął się wrednie, podszedł do dziewczyny i wziął ją na ręce, zupełnie ignorując zdziwione spojrzenia ludzi, znajdujących się w lokalu. Wyniósł ją na zewnątrz i skierował się do pobliskiego jeziora. – Teraz musisz pomóc mi to zmyć. – powiedział chłopak i wskoczył z nią do wody.
      Pamiętałam ten dzień, jakby to było wczoraj. Wtedy jeszcze nie byliśmy z Karimem parą. Jedyne, co nas łączyło, to przyjaźń. Wtedy chciałam zjeść na spokojnie lody, ale ten kretyn mi na to nie pozwalał, ponieważ stwierdził, że od tego można przytyć, a on mi na to nie pozwoli. Wkurzyłam się i wsadziłam mu łyżeczkę w twarz, za co on odwdzięczył mi się czymś jeszcze gorszym. Dwa dni się do niego nie odzywałam…
      Ta sama dziewczyna i ten sam chłopak siedzą w parku, na jednej z licznych ławek. Dziewczyna uśmiechała się szeroko, wystawiając twarz do słońca, tym samym usiłując złapać jego pierwsze, letnie promienie. Chłopak nie wyglądał na wyluzowanego, a nawet wręcz przeciwnie. Każda jego komórka ciała była tak zestresowana, że tylko cud sprawił, że jeszcze siedział, a nie leżał nieprzytomny. Chciał stamtąd uciec, ale nie chciał wypaść na tchórza. Musiał spróbować. – Jacqueline, lubisz mnie? – Zapytał. Dziewczyna odwróciła się i spojrzała na niego zdziwiona. – Oczywiście, że tak. Przecież jesteśmy przyjaciółmi. – Odpowiedziała. Chłopak spiął się jeszcze bardziej. Nic z tego nie zrozumiała. – Ale mi chodzi o to, czy mnie lubisz, czy lubisz lubisz? – Mruknął pod nosem, stając się czerwony, jak jeszcze chyba nigdy. Spuścił zażenowany wzrok na brązową ławkę. Dziewczyna podłapała, o co mu chodzi. Przybliżyła się do niego i pocałowała prosto w usta. Był zdziwiony. Nie spodziewał się takiej reakcji z jej strony. Liczył bardzie na to, że ucieknie, a podłodze jeszcze zwyzywa go od kretynów i idiotów.
    Tak, to był ten dzień, kiedy Karim zapytał mnie, czy nie chciałabym zostać jego dziewczyną. Zgodziłam się bez wahania. Byłam w nim wtedy zakochana, on chyba we mnie też. Moje smętne wspominani przerwało otwieranie drzwi. Dobrze wiedziałam, kim jest tajemniczy przybysz.
- Wróciłem. – usłyszałam od drzwi głos Dawida. Szybko otarłam samotną łzę, która nawet nie wiem, kiedy pojawiła się na moim bladym policzku. Zeskoczyłam z parapetu i udałam się prosto do kuchni, gdzie krzątał się blondwłosy mężczyzna.
- Po co ci to wszystko? – zapytałam. Stałam w drzwiach, oparta o framugę, z rękami skrzyżowanymi na wysokości klatki piersiowej, wskazując reklamówkę, po brzegi wypchaną … czymś.
- To pomarańcze, jabłka, gruszki i inne bardzo dobre owocki. – powiedział, szczerząc się do mnie, jak głupi. Wywróciłam oczami. Już wiedziałam, że zacznie się ta sama gadka, którą prawi mi odkąd dowiedziałam się, że jestem w ciąży.- Musisz … - zaczął, ale nie dane było mu skończyć, ponieważ postanowiłam skończyć za niego wykutą na pamięć regułkę.
- Tak, tak, wiem. Mam się zdrowo odżywiać dla dobra swojego, ale przede wszystkim dziecka. Od wczoraj wieczorem cały czas mi to powtarzasz, a ja za każdym razem mówią ci, że doskonale to wiem. – mruknęłam pod nosem. Podeszłam do niego i jego owocków. Wyjęłam z siatki największe jabłko i zaczęłam je jeść.
- Grzeczna dziewczynka. – pochwalił mnie blondyn. Nie wiem, jak długo z nim wytrzymam.
     Wieczorem postanowiliśmy przejść się do parku we Wrocławiu. Oczywiście cały czas się wydurnialiśmy. Ludzie omijali nas szerokim łukiem, odwracając się i patrząc, jak na parę niezrównoważonych wariatów. Jednak my po prostu mieliśmy ich w poszanowaniu. Liczyło się to, że wreszcie przestałam choć na chwilę myśleć o nim.
       Jednak po jakimś czasie musieliśmy wrócić, ponieważ uderzyłam nadgarstkiem w ławkę i rany, które zdążyły się już trochę zagoić, zaczęły krwawić. Dawid stwierdził, że nie można tego zlekceważyć i zabrał mnie do szpitala na zszycie. Fajnie, prawda?
Karim, Hiszpania, Madryt
     Siedziałem sobie przed telewizorem i skakałem po kanałach. Jakąś godzinę temu skoczył się trening, a ja nie mam pojęcia, co ze sobą zrobić. Obracałem w dłoniach telefon. W pewnym momencie usłyszałem głośne walenie w drzwi, a zaraz potem do środka wparował nie kto inny, jak Fabio Coentrao, a zaraz za nim Ramos. Tak, ta para zdecydowanie jest nierozłączna. Ja nie wiem, jak Sandra i Noela z nimi wytrzymują.
- Mi też was miło widzieć. – mruknąłem pod nosem, odwracając się po woli w ich stronę.
- Nie pierdol, tylko patrz, co mam. – wrzasnął Sergio i zaczął machać w te i z powrotem jakimś świstkiem papieru. Popatrzyłem na niego bez żadnych emocji, po czym wróciłem do mojego wcześniejszego zajęcia. – Ty naprawdę nie chcesz wiedzieć, co to jest? – zapytał zrezygnowany.
- Kawałek papieru, najprawdopodobniej zamazany. – mruknąłem obojętnie.
      W pewnym momencie usłyszałem, jak coś z całej siły wali w moje drzwi. Zerwałem się z łóżka i już chciałem pobiec, żeby otwierać, ale powstrzymał mnie Fabio. Popatrzyłem na niego, jak na wariata, kiedy moje antywłamaniowe drzwi nie przestawały zbierać solidnych ciosów.
- To Noe i San. Nie radzę. – tym razem postanowiłem posłuchać kogoś innego niż siebie. Po ostatnich wydarzeniach dobrze wiem, jak niebezpieczne są te dwie, a już szczególnie, kiedy znajdują się w tym samym pomieszczeniu.
- Tylko co one ode mnie chcą? – zapytałem, rozkładając ręce. Nie przypominam sobie, żebym ostatnio im coś zrobił. Oczywiście pomijając incydent w domu Fabio.
- Przyszły po to. – mruknął Sergi, cały czas wymachując karteczką. Popatrzyłem na niego zrezygnowany, spojrzeniem sugerując, żeby wytłumaczył mi, co to do jasnej cholery jest, że te dwie gotowe są za to zabić? – Numer! Do twojej Jacqueline! – podbiegłem do stopera i niemalże wyrwałem mu przedmiot z dłoni. Zacząłem wklepywać numer w telefon. Zawahałem się chwilę. Czerwona czy zielona?
- Poczekaj, musisz jeszcze coś wiedzieć. – przerwał moje rozmyślania Sergio. Popatrzyłem na niego, wyrażając wzrokiem, że ma się pospieszyć. – Daj laptopa. – powiedział, a ja westchnąłem zrezygnowany. Nic jednak nie powiedziałem, tylko zniosłem z góry komputer i podałem im. Kazali mi usiąść. Tak też zrobiłem. Pogrzebali cos chwilę w Internecie, po czym podali mi sprzęt. To, co zobaczyłem sprawiło, że nie wiedziałem, czym mam się śmiać, a może raczej płakać. Chyba jednak skłaniam się do tego drugiego.
Jacqueline, Wrocław, Polska
     Przeglądałam witryny internetowe, kiedy natrafiłam na artykuł ze sobą w roli głównej. Od razu go otworzyłam. Każde następne zdanie trafiało prosto w moje serce i powodowało łzy na policzkach. Dobra, byłam przyzwyczajona do tego, że było o mnie głośno w mediach. Krytykowali mój ubiór, jechali po tym, jak Karim musiał trzy dni dobijać się do mojego mieszkania w Lyonie, pewnego pięknego wieczoru. Jednak jeszcze nigdy nie dostałam aż takich batów. Po prostu zmieszali mnie z błotem.

A jednak to prawda!!!
Niejaka Jacqueline Renan (23 l.), która do niedawna pozostawała narzeczoną Karima Benzemy (25 l.), ostatnio została przyłapana w parku z przystojnym blondynem. W swoim towarzystwie bawili się wręcz niesamowicie i dopiero niewielki wypadek sprawił, że musieli przerwać czas, spędzony wspólnie.
Jednak nie to będzie dzisiaj głównym tematem naszego artykułu. Niedawno, Karim zapytany o to, dlaczego rozstał się z narzeczoną, odpowiedział prosto i zwięźle. „Zdradziła mnie”. Nikt nie spodziewał się tego po niej, ale cóż. Widocznie popularność, jaką dał jej związek z piłkarzem sprawiła, że poczuła się zbyt pewna siebie.
Zeznania Karima potwierdzają poniższe zdjęcia, które udało się zrobić naszemu fotoreporterowi. Pozostaje tylko jedno pytanie. Jacqueline, dlaczego?

     Już chyba po raz setny czytałam ten sam fragment i dalej nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Zamknęłam oczy i trzasnęłam klapą od laptopa, nie zważając na to, że mogę ją w ten sposób zniszczyć. Musiałam jak najszybciej wyładować jakoś swoją złość. Pierwszym, co rzuciło mi się w oczy, był mój telefon. Wzięłam go do ręki i rzuciłam nim z całej siły o ścianę. Usłyszałam tylko trzask, oznajmiający że aparat rozleciał się na kilkaset kawałków. Nie obchodziło mnie to teraz.
      Poderwałam się z krzesła obrotowego, co nie było najlepszym posunięciem. Poczułam, jak w podbrzuszu zaczyna ściskać mnie jakaś niewidzialna siła, co powodowało niesamowity ból. Pociemniało mi w oczach, a kolana ugięły się pod moim własnym ciężarem. Oddech znacznie przyspieszył, wydawało mi się, że nie mogę złapać oddechu. Zaczęłam ciężko dyszeć i opadłam na kolana, opierając się jedną ręką o obrotowy fotel, który dzięki Bogu nie odjechał, kiedy z niego wstałam. Obraz coraz bardziej zaczynał stawać się niewyraźny, aż w końcu nic nie widziałam. Ręce nie dały rady utrzymać mnie w pozycji klęczącej, co sprawiło, że opadłam jeszcze niżej, opierając się dłońmi o podłogę. Usłyszałam, jak ktoś chodzi do mojego mieszkania, ale nie byłam w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku, poza przeciągłym jęknięciem. Później nie było już zupełnie nic, zemdlałam.
Dawid, Wrocław, Polska
     Wszedłem do mieszkania Jacqueline, zaniepokojony tym, co zobaczyłem na Internecie. Jeżeli ona to przeczyta i zacznie się tym przejmować, może być niezaciekanie. Usłyszałem niezidentyfikowany dźwięk, a raczej coś, jakby jęk spowodowany bólem. Natychmiast pokierowałem się tam, skąd on pochodził. Znalazłem Jacqueline, leżącą na podłodze. Jednak się spóźniłem!
    Od razu zacząłem mierzyć jej puls, drugą ręką wyszukałem numeru pogotowia i czekałem, aż mój znajomy odezwie się po drugiej stronie. Musiałem działać szybko, żeby Jacq nie straciła swojego maleństwa.
- Pogotowie rat … - zaczął głos po drugiej stronie, ale od razu weszłam w słowo.
- Damian, przyślij mi jak najszybciej karetkę na Wrocławską 19. – powiedziałem, lekko podniesionym z emocji głosem.
Karim, Madryt, Hiszpania

      To wszystko przeze mnie. Chodzi mi o ten pieprzony artykuł, w którym piszą o Jacqueline, jak o dziwce. Dlaczego ja wtedy w tym wywiadzie powiedziałem, że to ona mnie zdradza? Boże, jaki ze mnie jest kretyn! I teraz jeszcze chcę do niej zadzwonić, jak gdyby nigdy nic? Tak, na pewno szczęśliwa odbierze telefon. Nie, nic nie zrobię. Po prostu odpuszczę i nie będę psuł jej tego szczęścia, które w tak krótkim czasie udało jej się odbudować.
~~~~~~~~~~
Po długiej walce, którą odbyłam sama ze sobą - publikuję.
Wiem, że nie jest najwyższych lotów, ale na nic więcej na razie nie jest mnie stać.
Przepraszam,
Nevada.

1 komentarz:

  1. Karim padl z wrazenia.... ohohoho....
    Jest moc, niech kocurek troche pocierpi, juz wie co stracil.
    Kocurku - dzwon
    Jacq - odbierz telefon!!
    Dawid - mow o plci bobo!!!!

    OdpowiedzUsuń