poniedziałek, 6 stycznia 2014

Partie Cinquième: "Jest po prostu zajebiście!"

Dla większości ludzi problem tkwi przede wszystkim w tym, żeby być kochanym, a nie w tym, 
by kochać, by umieć kochać.
~ Erich Fromm
___________________________________

Jacqueline, Zakopane, Polska
     Stałam sobie w korku na Zakopiance, kiedy usłyszałam pierwsze dźwięki „Hey Brother”, oznaczające że ktoś usiłuje się do mnie dodzwonić. Chwyciłam do ręki telefon i spojrzałam. Numer nieznany. No cóż, zawsze mogę zaryzykować. Nacisnęłam zieloną słuchawkę, ruszając kilka metrów do przodu.
- Słucham. – powiedziałam, kiedy przyłożyłam aparat do ucha.
- Hej. – usłyszałam niepewny głos. – My kiedyś na siebie wpadliśmy i wtedy dałaś mi swój numer telefonu. – wyjaśnił ktoś po drugiej stronie. Zaczęłam szukać w pamięci podobnego zdarzenia i nagle mnie olśniło.
- A tak, już pamiętam. – odpowiedziałam wesoło. Szczerze? Zupełnie zapomniałam.
- No to, chciałem zapytać, czy nie chciałabyś się ze mną spotkać? – słychać było, że sprawia mu wiele trudu zapytanie o to.
- Jutro o osiemnastej trzydzieści pod fontanną na starym rynku? – zaproponowałam trąbiąc na jakiegoś kolesia, który właśnie werżnął się przede mnie. Co za cham zbolały.
- Nie ma problemu. – odpowiedział. – To do zobaczenia.
- Na razie.
    Reszta drogi minęła mi w miarę spokojnie. Do Wrocławia wróciłam gdzieś koło siedemnastej. Od razu poszłam do łazienki, przebrałam się w piżamę, a później spać. Nie miałam siły o niczym myśleć, więc od razu zmorzył mnie upragniony sen.
Karim, Hiszpania, Madryt
    Od pół godziny siedzimy u Fabio i czekamy, aż Noela z Sandrą wrócą z zakupów. Co znaczy my? Ronaldo, Ramos, ja, Coentrao, Casillas i Kaka. Kiedy wreszcie weszły do środka były bardzo zdziwione tym, ilu nas jest. Już chciały iść na górę, ale w ostatnim momencie drogę zastawił im Sergio i zdziwione zaprowadził do salonu po czym posadził na kanapie.
- Gdzie jest Jacqueline? – zapytałem prosto z mostu. Noela zaśmiała się i popukała w czoło.
- Uważaj, bo ci powiem. – zakpiła i usiłowała się podnieść, ale Cristiano powstrzymał ją od tego.
- Mamy czas. – zaśmiał się Kaka. Obrażona dziewczyna splotła ramiona na wysokości piersi. Nic im nie powie!!
Jacqueline, Polska, Wrocław
    Rano obudziłam się cała obolała. Niechętnie zeszłam z łóżka i poczłapałam do łazienki. Czeka mnie dziś wspaniały dzień w pracy. Żałuję, że nie wybłagałam przynajmniej dwóch dni wolnego. Teraz przynajmniej mogłabym sobie spać, jak normalny człowiek, zmordowany po podróży. No, ale nic. Już umyta i ubrana powlokłam się do kuchni i zrobiłam bardzo, bardzo mocną kawę. Mam cichą nadzieję, że ona mnie ocuci. Czekając, aż ekspres skończy produkować napój bogów, otworzyłam lodówkę. Światło. Właśnie tyle w niej znalazłam. No nic, zjem bułkę.
    Równo o godzinie osiemnastej wyszłam z pracy. Kiedy tylko stanęłam na świeżym powietrzu poczułam, że życie w końcu do mnie wraca. Wzięłam głęboki oddech. O tak, wrocławskie powietrze. Tego było mi trzeba. Skierowałam swoje kroki w kierunku fontanny, gdzie umówiłam się z tajemniczym nieznajomym. Usiadłam na ławce w dość widocznym miejscu i zajęłam się bawieniem telefonem.
     Nie czekałam długo, a poczułam na moich oczach chłodne dłonie, które przysłoniły mi cały świat. Moje lewe ucho obiegł ciepły oddech, który sprawił, że po plecach przebiegł mi przyjemny dreszcz. Zapach perfum od razu podział na moje nozdrza. Były mocne, ale przyjemne.
- Witaj ponownie. – usłyszałam. Ściągnęłam delikatnie jego dłonie z moich oczu i odwróciłam się z uśmiechem na ustach.
- Mi ciebie również miło widzieć. – odpowiedziałam. Chłopak przeszedł na drugą stronę ławki i ukłonił się nisko, tak jak to kiedyś robili.
- Nazywam się Dawid Malinowski. Czy uczyni mi pani tę przyjemność i zje ze mną późny obiad w jednej z tutejszych restauracji? – zapytał, podnosząc jedynie głowę i patrząc na mnie wyczekująco.
- Z wielka przyjemnością. – odpowiedziałam i podeszłam do niego. – A tak na marginesie, to nazywam się Jacqueline Renan, oczywiście, jakby cię to obchodziło. – zaśmiałam się.
    Dzisiejszy wieczór minął mi bardzo przyjemnie. Spędziłam go w całości w towarzystwie Dawida. Mieliśmy wiele wspólnych tematów. Posiłek również był dobry, jednak jedzenie dzisiaj spadło na drugi plan. Liczyło się tylko nasze wzajemne towarzystwo. Nie czułam się tak wspaniale już dawno. Tak właściwie to od momentu przeprowadzki do Madrytu. W Lyonie Karim był wspaniałym narzeczonym, dopiero w Hiszpanii pokazał siebie prawdziwego. Smutne, ale prawdziwe. No trudno, ja już nie będę płakać. Powiedziałam o wszystkim mojemu nowemu znajomemu. To on pokazał mi dzisiaj, że nie warto się przejmować. Czy właśnie zaczynam zapominać o pewnym gorącym Francuzie? Oby, już najwyższa pora.
Karim, Hiszpania, Madryt
    Siedzimy z chłopakami, którzy byli w domu Fabio, u mnie. Każdy w dłoni dzierży lód i przykłada do obolałego miejsca. Tak, Sandrze i Noeli w końcu się znudziło, a uwierzcie mi, jak te dwie są wściekłe, to nie jest za ciekawie. To to chyba nigdy siły nie traci. Może opowiem wam o krótce, jak każdy wygląda.
    Najbardziej oberwało biedne Ramosiątko, które stało naprzeciw swojej własnej żony. Dostał takiego kopniaka w to miejsce, że jeszcze, po dwóch godzinach, nie jest w stanie się wyprostować. Leży, więc na dywanie i zwija się w bólach. Fabio ma podbite oko na wskutek bliższego spotkania pięści z nim. Ronaldo siedzi w kiblu i cały czas oddaje swoje wnętrzności. Tak, nie mylicie się. Kopniak w brzuch, to nic przyjemnego. Kaka natomiast ma rozdrapany policzek. Noela powinna w końcu obciąć szpony. Biednemu Casillasowi cały czas dzwoni w głowie. Nie ma to, jak odbić się łbem od podłogi. A ja sam przyciskam lód do nosa, który w niewyjaśnionych okolicznościach został rozwalony i krew leci z niego ciurkiem.
- Umarłem, czy jeszcze żyje? – wyjąkał Sergio, usiłując przekręcić się na drugą stronę. I tak nic z tego mu nie wyszło.
- Sory starym próbowaliśmy, ale jak widzisz prawie ponieśliśmy straty w ludziach. – jęknął Fabio, odchylając głowę do tyłu. Mruknąłem coś pod nosem, sam nie wiem, co.
- Ja was wszystkich kocham ludzie, ale błagam. Zamknijcie japy, bo jak babcie kocham będziecie dzisiaj leżeć w grobach. – uprzejmie poprosił Iker, chowając głowę w kolanach. Jest zajebiście.
Jacqueline, Polska, Wrocław
   Obudziłam się rano, ale to jest właśnie jeden z tych dni, kiedy wolałabym umrzeć. Brzuch mnie boli, a pół nocy spędziłam z głowa w klozecie, pozbywając się wszystkiego, co mam w środku i słuchając szumu morskich fal, zaglądając w odpływ. Genialnie, co nie? Jednak najdziwniejsze jest to, że nie przypominam sobie, żebym zjadła coś, co mogłoby mi zaszkodzić. Już miałam nacisnąć klamkę, żeby opuścić pomieszczenie, ale w ostatnim momencie rzuciłam torebką w kąt i pobiegłam do łazienki. O tak, właśnie takiego dnia potrzeba mi było do szczęścia.
    Jakoś dowlekłam się do pracy. Wszystkie dziewczyny od razu widziały, że cos jest nie tak. Oczywiście wybłagałam u Weroniki, żeby przyjęła mnie dziś na zmywak. Nie chciałbym, żeby restauracja przestała pracować, bo zarzygałabym ją. W pewnym momencie zauważyłam znajomą twarz w drzwiach do kuchni. Dawid stał tam w całej swojej okazałości i rozmawia z szefem. No nic, ja nie podejdę, ale on kiedy mnie zauważył, a i owszem.
- Jacqueline, co ty tutaj robisz? – zapytał, patrząc na mnie zdziwiony.
- Aktualnie myje talerze. – powiedziałam i zaczęłam machać mu jednym przed oczami.
- Przecież wujek powiedział, że jesteś kelnerką. – mruknął pod nosem, podnosząc jedna brew.
- Wujek? – powtórzyłam zdziwiona.
- No tak, mój wujek jest właścicielem hotelu i restauracji jednocześnie. – wytłumaczył. – Dlatego teraz mogę cię porwać z pracy. – posłał w moim kierunku uśmiech, od którego nie jednej dziewczynie miękną nogi. 
     Siedzieliśmy u mnie w domu. Zdążyłam wytłumaczyć Dawidowi, dlaczego jestem, jak on to tak ładnie ujął, „biała, jak psie gówno”. Fajnie, no nie? Oczywiście mój stan nie poprawił się ani trochę. Mężczyzna cały czas obserwował mnie z boku i odmówił napicia się lampki wina. Dziwne, ale nie będę wnikać. Może po prostu jest abstynentem?
    Około godziny dziewiętnastej postanowił, że będzie już się zbierał. Staliśmy przy drzwiach i żegnaliśmy się, ale mój żołądek poczuł ogromną potrzebę ujrzenia światła dziennego, więc natychmiastowo znalazłam się w toalecie. Mój nowy znajomy również tam poszedł. Kiedy wreszcie mogłam normalnie rozmawiać, on postanowił pomęczyć mnie pytaniami.
- Kiedy ostatni raz miałaś okres? – zapytał ni stąd, ni z owąd. Popatrzyłam na niego oczami, jak pięciozłotówki. Po co mu taka informacja?
- Nie wiem, dawno temu. – mruknęłam pod nosem.
- A wcześniej miałaś regularnie, czy nie bardzo? – zadał kolejne pytanie.
- Raczej regularnie. – wzruszyłam ramionami. Dawid mruknął pod nosem ciche „zaraz wracam”, a później zniknął za drzwiami, na co wskazywało ich skrzypnięcie.
    Zaczęłam mocno myśleć nad tym, do czego on mógł zmierzać. Jaki normalny chłopak pyta się dziewczyny przy drugim spotkaniu, kiedy ostatni raz miała okres? Jak jakiś … ginekolog. Zaraz, chwila, moment. Czy on właśnie sugerował, że ja? Nie, przecież to nie możliwe! Ale … nie, nie ma żadnego „ale”!
Karim, Hiszpania, Madryt
   Siedzę sobie spokojnie w domu razem z Fabio i gramy w Fife, aż tu nagle słyszę dzwonek do drzwi. Zwlokłem się niechętnie z kanapy i powędrowałem do drzwi, zastanawiając się, kto to taki może przychodzić niezapowiedziany o osiemnastej. Wszyscy raczej dzwonią do mnie z zapowiedzią. Popatrzyłem przez wizjer, ale szybko go zasłoniłem. Nie wierząc w to, co zobaczyłem otworzyłem drzwi na oścież.
- Mamusia?! – wykrzyknąłem, widząc kobietę w podeszłym wieku, stojącą przede mną.
- A co, już nie poznajesz własnej matki? – zapytała, uśmiechając się szeroko i zaczęła mnie przytulać.
    Po szybkim, pięciominutowym przywitaniu, wziąłem się za zanoszenie bagaży mamy do pokoju gościnnego. Stając w drzwiach salonu coś sobie przypomniałem. Tam jest syf, jak nie wiem gdzie! Od razu rzuciłem wszystkie torby, jakie trzymałem w rękach i zacząłem kierować moją rodzicielkę w stronę kuchni. Ona nie może tego zobaczyć, bo mi nogi z tyłka powyrywa. Pognałem do chłopaków, wymachując rekami na wszystkie strony.
- A temu, co mowę odebrało? – zapytał Sergio, patrząc na mnie dziwnie. Tak, wszyscy zdążyliśmy już dojść jakoś do siebie. Tylko Iker stwierdził, że musi się natychmiast położyć spać i pojechał do domu.
- Mama. Kuchnia. Sprzątać tu! – zacząłem wyrzucać z siebie pojedyncze wyrazy. Te ciołki jednak chyba nie zrozumiały, o co mi chodzi, po patrzyli na mnie w dalszym ciągu, jak na kretyna. – Do jasnej cholery, ruszać w końcu dupy i sprzątać, bo mamunia przyjechała! – wydarłem się na całe gardło, zapominając, że od kuchni dzieli mnie tylko kilka kroków. Poczułem cos ciężkiego na głowie.
- Karimku, jak ty się w ogóle wyrażasz do kolegów? – zapytała mama, mrużąc oczy. Już wiedziałem, że z tym Karimkiem będę miał jutro na treningu przerąbane. I, sądząc po ich minach, kilka następnych tygodni również.
- My się chyba będziemy zbierać, proszę pani. – powiedział Kaka. Tak człowieku, zabierz tych kretynów, zanim jeszcze czegoś się dowiedzą.
- Spokojnie, Karim Mostafa na pewno będzie chciał, żebyście jeszcze zostali. Dajcie mu tylko odtransportować moje rzeczy do pokoju, to się położę.
    I piętnaście minut później siedziałem z chłopakami z powrotem w salonie. Musiałem jeszcze tylko wytłumaczyć, czemu mam pogruchotany nos. Teraz znoszę docinki ze wszystkich stron. Niech ta banda debli już sobie pójdzie, mamo! Albo nie, nie przychodź! Śpij sobie.
Jacqueline, Polska, Wrocław
    Nie pomyliłam się. Dawid przyniósł mi test ciążowy. Moczy się on teraz w moich siuśkach, a my jak gdyby nigdy nic oglądamy jakiś bezsensowny talent show. W końcu jednak mężczyzna się podniósł i powędrował do łazienki, a ja za nim. Chwycił biały przedmiot w dłoń. Popatrzył na niego, a później na mnie. Czekałam niecierpliwie na jego odpowiedź.

- Dwie kreski. – poczułam tylko, jak świat staje się czarny, a później tracę kontrole nad własnym ciałem. Jak to możliwe. Jest po prostu zajebiście!
___________________________________________________________

Wierzcie, albo nie, ale macie tutaj trzy i pół strony moje ciężkiej pracy umysłowej. 
Myślałam, że będzie coś więcej, ale nie! Ja zawsze  muszę się przeliczyć -.-'
No nic. Pozdrawiam i życzę miłej nocy,
Nevada.

1 komentarz:

  1. Nadrobiłam Twojego bloga. No cóż w opowiadaniu Karmim jest okropnym bucem, szkoda mi Jacquie. A teraz jeszcze widmo utraty ciąży. Mam nadzieję, że Benzema się jednak opamięta i będzie z niego ojcem. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń