Powroty są trudne, ale tylko wtedy, gdy nie wiesz, dokąd wracasz.
________________________________________
Bolała mnie każda, nawet najmniejsza część
mojego ciała. Mimo to postanowiłam lekko uchylić oczy, co zrobiłam zdecydowanie
za szybko. Od razu w moje spojówki uderzyło światło, które było jeszcze
spotęgowane przez biel pomieszczenia, w którym aktualnie się znajduję. Zaraz …
Przecież ja nie jestem u siebie. Ponowiłam próbę spojrzenia na świat, tym razem
z lepszym efektem. Poczułam czyjś dotyk na nadgarstku. Zwróciłam spojrzenie w
tamtą stronę. Dawid spał w najlepsze, przyciskając moją dłoń swoją głową. Uśmiechnęła
się do siebie, ale szczęście niemalże od razu zastąpił grymas na twarzy, kiedy
przypomniała sobie, co się stało. Poruszyła lekko ręką, przez co mężczyzna
obudził się i zaczął rozglądać dookoła z wielkimi oczami.
-
Jacqueline. Nareszcie się obudziłaś. – powiedział, uświadamiając sobie, gdzie
jest i co się dzieje. Uśmiechnęłam się lekko do niego. – Nie zdążyłem do ciebie
przyjść i powiedzieć ci, żebyś się nie martwiła jakimiś bzdurnymi artykułami. –
oznajmił. Pkręciłam przecząco głową.
-
Bardziej chodzi mi o to, że zrobili z ciebie dziwkarza. – powiedziałam ledwo
dosłyszalnie, na co Dawid obdarzył mnie szerokim uśmiechem. Nic z tego nie
zrozumiałam.
-
O mnie się nie martw. Już wszystko zostało wyjaśnione. – powiedział i machnął
ręką w lekceważącym geście. Pokiwałam głową, żeby kontynuował. – Ech, no
dobrze. Jak pewnie wiesz jestem ginekologiem, ale nie byle jakim. Ma rodzina ma
własną klinikę w Berlinie, ale ja postanowiłem pozostać w Polsce, we Wrocławiu.
Tutaj się wychowałem. Jednak jest jeszcze coś. – zawahał się przez chwilę. –
Jestem gejem. – powiedział gładko, a mnie zmurowało. – Nie chciałem ci
powiedzieć, bo bałem się twojej reakcji. A co do gazet, to bardzo często się w
nich pojawiam. Przyzwyczaiłem się. – zakończył po chwili milczenia.
-
Nie mam nic do twojej orientacji. – oznajmiłam, uśmiechając się szeroko. –
Zawsze chciałam poznać geja. – dodałam, widząc zdziwienie na jego twarzy. Nie
musiałam czekać długo, aż zareaguje. Nie minęło dwie sekundy, a wybuchł perlistym
śmiechem.
-
Wiedziałem od początku, że jesteś szurnięta, ale nie żeby aż tak. – wyjąkał
pomiędzy kolejnymi napadami śmiechu.
Dwa dni później, dzięki nie komu innemu,
jak Dawidowi, zostałam wypuszczona do ukochanego domku. Pierwsze, co zrobiłam,
to pognałam do łazienki, żeby zmyć z siebie szpital. Nie pachniałam najlepiej,
uwierzcie mi.
Kiedy wreszcie stałam czysta, ubrana w
ciemne dżinsy, czarną bluzę z napisem i trampki w tym samym kolorze. Z
biżuterii założyłam tylko bransoletkę, a włosy zawiązałam w wysokiego kucyka.
Nie mam siły się nawet pomalować. Usiadłam na kanapie obok Dawida i razem
bezczynnie gapiliśmy się w TV. Szczyt marzeń. W pewnym momencie blondyn
poderwał się na równe nogi.
-
Nie będziemy tak tu siedzieć! Chodź, idziemy na zakupy. – oznajmił i pociągnął
mnie za rękę. Westchnęłam zrezygnowana, ale udałam się w kierunku mojego
samochodu.
Pół godziny później buszowaliśmy już po
sklepach w Galerii Dominikańskiej. Miałam ogromną ochotę na lody, ale mój
towarzysz stwierdził, że mogłabym się przeziębić, a poza tym to nie najlepiej
wpłynęłoby na dziecko, więc zrezygnowałam. Tak samo, jak z McDonald ‘a, KFC i
Pizza Hut. Tak, moje życie jest piękne.
W pewnym momencie poczułam w kieszeni
wibracje, wywołane przez mój telefon. Chwyciłam go do ręki. Noela, no cóż. Od
niej mogę odebrać. Nacisnęłam zieloną słuchawkę.
~
Hej, zanim cokolwiek powiesz, to chce ci powiedzieć, że zapraszam cię na ślub
mój i Fabio, który odbędzie się dwudziestego pierwszego kwietnia, bieżącego
roku o godzinie siedemnastej tam, gdzie zawsze chcieliśmy. Możesz wziąć osobę
towarzyszącą. Dobra, skończyłam, teraz już masz prawo, żeby się rozłączyć. –
zakończyła, a ja nie wiedziałam w pierwszym momencie, co mam zrobić, więc po
prostu wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Ludzie, przechodzący obok patrzyli na
mnie, jak na skończoną kretynkę, ale ja wciąż nie mogłam przestać się śmiać z
powodu słowotoku mojej przyjaciółki z Hiszpanii.
~
Spokojnie, Noela. Przyjadę. – powiedziała. – Zadzwonię później teraz nie mogę
rozmawiać. – dodałam, kiedy zobaczyłam nierozumienie na twarzy blondyna.
~
Pa. – usłyszałam po drugiej stronie, a później charakterystyczny dźwięk oznajmił
mi zakończenie połączenia.
-
To Noe, zaprosiła mnie na ślub. – powiedziałam i skrzywiłam się nieznacznie,
kiedy uświadomiłam sobie, kto zawita na tę uroczystość.
-
On też tam będzie? – zapytał Dawid. Pokiwałam twierdząco głową. Zauważyłam, jak
zaczyna myśleć, by po chwili poderwać się z ławki, na której właśnie siedzimy. –
Ni to nie ma na co czekać, idziemy po sukienkę! – zaśmiał się, klaszcząc w
dłonie.
-
I garnitur. – mruknęłam pod nosem. – Mam zabrać ze sobą osobę towarzyszącą,
chyba nie myślisz, że pojechałabym tam sama. Szczególnie, że za miesiąc będzie
już widać co nieco. – dodałam, wskazując palcem na brzuch.
Po męczących dwóch godzinach siedzieliśmy
u mnie w domu i popijaliśmy soczek pomarańczowy. W salonie leżało pełno toreb z
zakupami. Oczywiście, oprócz sukienki, stałam się szczęśliwym posiadaczem
mnóstwa innych rzeczy. Jak to określił Dawid? „Umrę jeśli tego nie kupisz!”
Jęczał za każdym razem, kiedy odmawiałam zapłacenia za jakiś najnowszy krzyk
mody. O tak, muszę zapamiętać, żeby nie chodzić z nim zbyt często na takie
buszowanie po sklepach, bo w dosyć szybkim tempie na mojej karcie może
zaświecić się debet.
O dwudziestej pierwszej Dawid postanowił,
że wróci do już do siebie, a ja, po szybkim prysznicu, leżałam w łóżeczku.
Niestety mój spokój nie trwał zbyt długo, ponieważ musiałam załatwić coś bardzo
ważnego w toalecie, a mianowicie – iść i pozbyć się wszystkich wnętrzności. A
już tak dawno tego nie robiłam.
Przez kolejne dwa tygodnie nie działo się
w moim życiu nic ciekawego. Chodziłam rano lub wieczorem do pracy, raz byłam w gabinecie
na badaniach i to tak właściwie chyba wszystko. No, oczywiście pomijając
wieczorne randki z moim nowym przyjacielem – muszlą klozetową. Jeszcze nigdy
nie czułam się aż tak źle. Wymiotowałam średnio pół nocy. Marzenie każdej
kobity w ciąży.
Aktualnie siedzę w samochodzie i kieruję się
w stronę zakopanego. Nie powiedziałam o niczym Dawidowi, ponieważ jestem pewna,
że ten kretyn pierwszy pchałby się do tego, żeby usiąść za kierownicą. Nie
mogłam mu na to pozwolić, bo i tak już dużo dla mnie zrobił. Zdecydowanie za
wiele, jak na kogoś, kto praktycznie mnie nie zna. No, ale nic. Jestem mu za to
naprawdę bardzo wdzięczna.
Zaparkowałam w znanym mi już miejscu i
wyszłam z samochodu. Kiedy tylko nacisnęłam klamkę, a drzwi ustąpiły, poczułam wibracje w prawej
kieszeni. No to zaraz się zacznie wywód, jaka to Jacqueline jest zła niedobra i
w ogóle niewdzięczna. Wdech, wydech. No maluszku, jakoś to przeżyjemy.
~
Daj mi dwie minuty i jestem u ciebie, a później kierunek kino. – usłyszałam w
słuchawce jego rozbawiony głos, później głośny
dźwięk klaksonu samochodowego.
~
Wiesz, bo mamy taki jeden problem. – powiedziałam niepewnie i uśmiechnęłam się
do recepcjonistki.
~
Jaki? Źle się czujesz? Wiesz, zawsze możemy posiedzieć w domu. – zaczął gadać,
jak najęty. Ledwo doszłam do słowa.
~
Nie o to chodzi, po prostu nie ma mnie w domu. – powiedziałam, wiedząc co za
chwilę nastąpi.
~
Nie rozumiem, jaki w tym problem. Przecież mogę po ciebie pojechać. – mruknął po
chwili zastanowienia.
~
Zakopane. – skrzywiłam się lekko, wypowiadając te słowa. Cisza, jaka zapanowała
po drugiej stronie była dosłownie zapowiedzią burzy, jaka miała nastąpić po tym
jednym wyrazie.
~
Czy ty się dobrze czujesz! Przecież co się stanie, jak zasłabniesz za
kierownicą, albo jakaś inna, bardzo straszna rzecz! – wrzasnął, a ja musiałam
odsunąć telefon od ucha, bo moja błona bębenkowa mogłaby tego nie wytrzymać. Wzięłam
głęboki oddech i zebrałam się w sobie.
~
Wiesz, na razie jeszcze żyję, mam się dobrze i muszę kończyć, bo moja babcia
idzie w moim kierunku. Pa! – zakończyłam połączenie, nie czekając na
jakąkolwiek odpowiedź jego strony.
Minutę później tonęłam w uścisku
staruszki. Przez t kilkanaście dni uświadomiłam sobie, że brakowało mi jej
bardziej, niż przez ostatnie kilka lat. Tak, zdecydowanie zdążyłam już
przyzwyczaić się do jej niesamowitego ciepła.
-
Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że w końcu wracasz do domu. – powiedziałam,
zacieśniając uścisk.
-
Wiesz, ja też się cieszę Jacqueline, że się widzę, ale jedźmy już do domu.
Jestem strasznie zmęczona. – powiedziała w moje ramię. Zaśmiałam się cicho. Oto
cała moja baba. Zawsze szczera do bólu.
Włożyłam bagaże do samochodu, a na tylnych
siedzeniach kazałam położyć się staruszce, po czym przykryłam ją starannie
kocem. Sama natomiast znów zajęłam miejsce kierowcy i odpaliłam silnik. Po
piętnastominutowej drodze dotarło do mnie pochrapywanie. Uśmiechnęłam się do
siebie. Może ta podróż nie będzie aż tak nudna, jak mi się wydawało.
Kiedy dotarłam na miejsce zauważyłam, że
pod domem stoi samochód Dawida. No tak, nie mogłam spodziewać się lepszego
powitania. Zaparkowałam w garażu i obudziłam babcię. Skierowałam nasze kroki do
jej sypialni, bo chyba nie obudziła się do końca, ale to dobrze. Przynajmniej
się prześpi. Sama natomiast skierowałam się do pojazdu. Blondyn siedział w nim
i pisał coś na telefonie. Zastukałam w szybę. Od razu wyszedł z samochodu.
-
Czy ty się dobrze czujesz? – zaczął od zaczął od warczenia.
-
Mnie również miło cię widzieć. – mruknęłam pod nosem, ironizując jego wcześniejszą
wypowiedź. Przewrócił oczami, po czym przygarnął mnie do siebie swoim
ramieniem.
-
Nie rób mi tak więcej, bo się obrażę. – pogroził mi palcem przed oczami, kiedy
w końcu się od siebie oderwaliśmy. Zachichotałam, zasłaniając usta dłonią.
Przez następne tygodnie wszystko działo
się w wyznaczonym harmonogramie. Wstawałam rano, brałam szybki prysznic, jadłam
z babcią śniadanie i wychodziłam do pracy. Tam przez kilka ostatnich dni ruch w
restauracji zmalał. Nie dlatego, że nikomu nie smakowało jedzenie, czy coś, bo
kuchnia była znakomita, ale chyba to jest to, co nazywa się „brakiem sezonu na
zwiedzanie”. Faktycznie, Wrocław aktualnie nawiedzała fala niskich temperatur,
a co za tym idzie kreska na termometrze nie przekraczała dziesięciu stopni. Nie
powiem, nie lubię gorąca, ale mimo wszystko nawet dla mnie jest za zimno.
Zdążyłam również trochę przytyć.
Zaokrągliłam się tu i ówdzie, z naciskiem na tyłek. Chodziłam i marudziłam na
każdym kroku, że wyglądam, jak szafa trzydrzwiowa, ale babcia, która wiedziała,
że będzie miała prawnuka, za każdym razem śmiała się ze mnie, jak z wariatki.
Udawałam wtedy urażoną i żaliłam się nad własnym losem, że będę jeszcze
grubsza.
Teraz jednak stoimy z Dawidem na lotnisku
i czekamy na samolot do Madrytu, a ja ledwo powstrzymuję się resztkami silnej
woli, żeby stąd nie spieszyć. Kolana mi się niemiłosiernie trzęsą. I to nie z
panującego wszędzie zimna, a ze strachu, jaka będzie moja reakcja, kiedy go tam
zobaczę. Obawiam się, że nie wytrzymam i rzucę mu się w te umięśnione ramiona,
żeby zaraz potem rozpłynąć się z przyjemności spowodowanych … pocałunkami
napastnika. Tak właśnie, pomyślałam o pocałunkach, niczym innym! Poczułam, jak
Dawid szturcha mnie w ramię. Popatrzyłam na niego.
-
Idziemy, samolot przyleciał. – poinformował, a z mojej twarzy odpłynęły
wszystkie kolory. Mężczyzna chyba zrozumiał, o co mi chodzi i przygarnął mnie
do siebie. Ruszyliśmy w kierunku wejścia na pokład z rączkami od walizek w
ręku. No to. Madrycie witaj z powrotem!
_____________________________
No to ten tego, rozdział?
Nuda, nuda, nuda.
Na razie spadam do kościoła, ale jak wrócę, to dodam prolog na
Nevada