Rozejrzałam się po pomieszczeniu i
zmrużyła oczy, kiedy nieprzyjemne światło padło prosto na moje oczy. Chciałam
się podnieść, ale poczułam ciężar na klatce piersiowej. Spuściłam spojrzenie
prosto w tamte rejony i uśmiechnęłam się do siebie szeroko. Sandra leżała na
mnie i nic nie wskazywało na to, że będzie chciała się podnieść. Pamiętam
wszystko z wczorajszego wieczoru, ponieważ z wiadomych przyczyn nie wypiłam
nawet grama alkoholu. Muszę powiedzieć, że chyba częściej skuszę się na taką
abstynencję, jeżeli będę pamiętać Noele, tańczącą na stoliku w naszej loży,
albo Sarę kłócącą się z barmanem o to, że chciał ją poderwać. Prawda oczywiście
była inna – po prostu zaproponował, że wyśle kogoś do nas, żeby przyniósł nam
alkohol i ona nie będzie musiała bezsensownie siedzieć przy barze. Wesoło było,
nie powiem.
Nagle poczułam silne skurcze w żołądku,
co nie zwiastowało nic dobrego. Muszę jak najszybciej znaleźć się w łazience.
Bez żadnych skrupułów zrzuciłam z siebie San i poderwałam się z łóżka, po czym
wbiegłam do wspomnianego pomieszczenia. Nachyliłam się nad toaletą w ostatnim
momencie i zwymiotowałam wnętrzności. Nic jeszcze dzisiaj nie jadłam, więc nie
było najprzyjemniej. Spuściłam wodę i stanęłam przed umywalką, żeby wypłukać
usta i umyć zęby. Niestety nawet po tych zabiegach nie pozbyłam się tego
cholernie nieprzyjemnego smaku z buzi. Podniosłam wzrok, a w odbiciu lustra
zauważyłam blondynkę, opierającą się o framugę drzwi ze skrzyżowanymi rękami.
- Żyjesz
jeszcze? – zapytała po chwili ciszy, jaka pomiędzy nami zapanowała. Kiwnęłam
niemrawo głową i odwróciłam się przodem do niej.
- Wolałabym
chyba umrzeć – wycharczałam i skrzywiłam się automatycznie, kiedy usłyszała
swój zniekształcony głos. Odchrząknęłam kilkukrotnie, chcąc doprowadzić go do
normalności.
- Nie ma
umierania! – dobiegł nas zmarnowany głos którejś z dziewczyn, w dalszym ciągu
znajdujących się w pokoju hotelowy. Właśnie uświadomiłam sobie, że nie mam
pojęcia, u kogo jesteśmy.
- Zamknij się
Clarisse, bo zaraz ty wylądujesz na cmentarzu – chciałam zacząć śmiać się razem
z Ramos, ale wiedziałam, że to może doprowadzić do kolejnego wymiotowania, więc
resztkami sił, jakie pozostały mi po tym nieprzyjemnym poranku, powstrzymałam
się od tego.
- Idę ratować
sytuację. Poradzisz sobie? – zapytała Sandra, a ja pokiwałam twierdząco głową.
- Też muszę
iść do swojego pokoju, bo chcę wziąć prysznic – wzruszyłam ramionami i
niepewnym krokiem ruszyłam w kierunku wyjścia.
Kiedy znalazłam się na korytarzu
rozejrzałam się uważnie na prawo i lewo, sprawdzając czy ktoś nie idzie. Nie
chciałabym, żeby ktokolwiek z gości przestraszył się tego, jak wyglądam. Muszę
jak najszybciej doprowadzić się do porządku, bo za najwyżej godzinę zaczną się
przygotowania do wesela, w których na pewno będę musiała pomagać. Weszłam do
swojego pokoju i spojrzałam na zegarek, przyozdabiający ścianę nad łóżkiem, w
którym spał Dawid. Mamy ósmą, powinnam więc wyrobić się z szybkim prysznicem i
śniadaniem przed dziewiątą.
Pół godziny później była już umyta i
ubrana. Nie nakładałam makijażu, bo o siedemnastej i tak mnie pomalują, więc
nie widziałam w tym najmniejszego sensu. Podeszłam do windy i nacisnęłam guzik,
przywołujący ją. Okazało się, że znajdowała się na moim piętrze, więc weszłam
do niej i wybrałam tym razem parter. Zaczęłam bawić wię moim telefonem, więc
nie zauważyłam, kto wszedł do windy i zajął miejsce obok mnie. Przestałam pisać
sms ‘a do babci, kiedy poczułam te perfumy.
Dlaczego? Dlaczego to nie mogła być większa przestrzeń niż te kilka metrów
kwadratowych, na których właśnie się znaleźliśmy.
- Dzień dobry
Jacqueline – kiedy usłyszałam jego głos
już wiedziałam, że to nie żadna pomyłka, co przez kilka sekund nasuwało mi się
na myśl. Przygryzłam mocno dolną wargę, ale prawie natychmiast ją wypuściłam. Niech
nie widzi, jak na mnie działa, bo najnormalniej w świecie na to nie zasługuje.
- Dzień dobry,
Karim – odparłam sucho i schowałam telefon do kieszeni dresów. Teraz trochę
żałuję, że nie założyłam na siebie jakiejś sukienki.
Kiedy tylko winda zatrzymała się
wysiadłam z niej od razu i udałam się w kierunku kuchni. Wiedziałam, że będzie
chciał mnie zatrzymać i właśnie dlatego w ostatnim momencie skrzyżowałam ręce
na wysokości klatki piersiowej, dzięki czemu jego palce jedynie musnęły skórę
na moim nadgarstku. Niestety wystarczyło tylko tyle, żeby przeszły mnie ciarki.
Ugh! Jak ja tego nienawidzę…
Weszłam do restauracji i uśmiechnęłam
się do siebie szeroko. Najlepszą obroną na towarzystwo niechcianej osoby jest
przebywanie pomiędzy tymi, z którymi rozmowa sprawia przyjemność. Właśnie
dlatego skierowałam się prosto do stolika, przy którym siedzieli Ronaldo, Ramos
i Casillas. Ewidentnie było widać, że również są ofiarami wrednego kaca. A
myślałam, że tylko dziewczyny zaszalały na wczorajszym wieczorze panieńskim
Noeli. Jak widać panowie na kawalerskim również nie próżnowali.
- Hej wam –
dotknęłam ramienia Cristiano i pochyliłam się do przodu, żeby lepiej przyjrzeć
się ich wyrazom twarzy. Każdy z nich najpierw zamrugał kilkukrotnie, a potem
uważnie mi się przyjrzeli. – Jeszcze nie mieliśmy okazji, żeby pogadać –
zaśmiałam się, widząc ich zdziwione miny. – Wolne? – wskazałam na jedno z
czterech pustych krzeseł.
- Tak, jasne.
Siadaj – pierwszy do porządku doprowadził się Iker, co w cale mnie nie dziwi.
To zawsze on ratował sytuację, więc tym razem nie mogło być inaczej.
- Sandra
wspominała, że wysłała ci zaproszenie, ale nie sądziłem, że się pojawisz.
Niemniej jest mi bardzo miło – Sergio podniósł obie ręce, kiedy zorientował
się, jak mógł zabrzmieć. Pokiwałam energicznie głową i machnęłam lekceważąco
ręką, doskonale wiedząc, jakie były jego prawdziwe intencje.
- Opowiadaj,
co się u ciebie działo przez ostanie kilka miesięcy – Cris zaczął grzebać
widelcem w talerzu, który leżał na stole przed nim. Widać było, że wmuszał w
siebie jedzenie. Nie mam pojęcia, dlaczego to robił, ale nie będę się wtrącać.
- Nic
ciekawego. Mieszkam sobie we Wrocławiu u mojej babci i pracuję w hotelowej
restauracji – wzruszyłam ramionami, chwytając niewielką kiść winogron, które
zaczęłam jeść. Uwielbiam ten owoc. Starałam się nie zwracać uwagi na to, że
Benzema usiadł dwa krzesła dalej ode mnie.
- A ten
blondas przyjechał z tobą? Zajebisty gościu – zauważyłam, jak Benz zaciska pace
na łyżeczce, którą jeszcze sekundę temu mieszał sobie kawę. Może by go tak
trochę go podenerwować? Przecież zemsta jest rozkoszą bogów.
- Tak, to mój
przyjaciel. Kiedy byłam w totalnej rozsypce i dołku emocjonalnym poznałam
Dawida i szczerze powiedziawszy tylko dzięki niemu mogę tutaj dzisiaj siedzieć
– mówiłam bardzo spokojnie i starałam się nie pozwolić szerokiemu uśmiechowi
wpłynąć na moją twarz. Czy to dobrze, że czuję się usatysfakcjonowana tym, co
powiedziałam?
- Jeżeli mowa
o jakimś księciu na białym koniu, to tylko o mnie – odwróciłam się w kierunku
Marcelo, który był dosłownie blady jak ściana. Na całe szczęście nawet w takim
momencie nie opuszczało go poczucie humoru.
- Oczywiście –
Ronaldo przewrócił oczami i w końcu przestając się męczyć odsunął od siebie
talerz.
Po jakimś czasie przestałam zwracać
uwagę na to, że Karim w dalszym ciągu siedzi obok mnie i nieustannie wgapia się
w moją twarz. Wszyscy piłkarze, z którymi siedziałam byli dokładnie tacy, jak
ich zapamiętałam. Może nie widziałam ich Bóg wie ile czasu, ale dopiero teraz
uświadomiłam siebie, jak bardzo mi ich wszystkich brakowało, a już szczególnie
żartów Brazylijczyka. Z powodu stanu, w jakim znajdował się po ich wczorajszej
imprezie, połowę spalił nawet nie wiedząc, w którym momencie, ale jego mina za
każdym razem doprowadzała mnie do wybuchu śmiechu. Dziękowałam wszystkim
świętością za to, że nie porzygałam się przed nimi.
______________
Krótki, ale przynajmniej w końcu się spotkali. Może nie było to spotkanie marzeń, ale mimo wszystko nie było tragicznie ;d
Zmieniłam szablon, mam nadzieję, że wam się podoba.
Pozdraiwam, Nevada xx